Geoblog.pl    iterpopuli    Podróże    CZARNOGÓRA - bo tak    Drugie Kot(or)y za płoty
Zwiń mapę
2017
16
sie

Drugie Kot(or)y za płoty

 
Czarnogóra
Czarnogóra, Gluhi Do
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 916 km
 

Rankiem udaliśmy się do Kotoru. Jeśli ktoś zmotoryzowany i żądny panoram to polecam z Tivatu nie tunelem lecz górą. Warto – nawet gdy płoną lasy (oczywiście w oddali). Zaparkowałem na parkingu koło cmentarza. Raz dlatego, że jeszcze było miejsce (a jak w centrum to nie wiadomo) a dwa, że za darmo – więc nie jesteśmy ograniczeni czasem parkowania. Na stare miasto pieszo, nie jest tak daleko.
Kotoru nie będę omawiał, bo opisy można znaleźć wszędzie i lepsze. My zwiedziliśmy katedrę św. Tripuna (po polsku to św. Tryfun) wraz z przyległym muzeum – nawet dość ciekawym – należy się jednak do tego wcześniej przygotować gdyż eksponaty w zasadzie pozbawione są informacji w jakimkolwiek języku. Kilka innych kościołów i cerkwi. Gdyby nie tłumy turystów, zwłaszcza desant z ogromnego wycieczkowca, który akurat przycumował w porcie, byłoby bardzo miło podczas bezcelowego włóczenia się po uliczkach wewnątrz murów obronnych (które zaczęli budować już Ilirowie) ponieważ nigdzie wcześniej nie spotkałem takiego nagromadzenia ulicznych artystów wszelakiej maści. Do tego stopnia, że żebracy mieli trudności ze znalezieniem dla siebie odpowiedniego miejsca. Wreszcie jakaś normalność: żebrający wyciskali z turystów mniej niż artyści (jacy by oni nie byli).
Postanowiliśmy wybrać się na mury i to aż na samą górę bo do twierdzy św. Jana. Był tylko jeden warunek. Przy 30ºC w cieniu musieliśmy się zaopatrzyć w większą ilość płynu. Po wyjściu poza mury nie udało się nic znaleźć. Poniekąd i dlatego, że zniechęcił nas do poszukiwań makabryczny, iście azjatycki ruch na drogach. Na szczęście wewnątrz murów się udało. Zaopatrzeni również w lody na drogę ruszyliśmy w górę po uiszczeniu opłaty w wysokości 3 € na głowę.
Umówmy się teraz, że jak o czymś piszę i nie wspominam, że nie warto się gdzieś po coś fatygować to zawsze oznacza, że warto. Weźcie tylko pod uwagę to, że ja jestem z tych typów, którym w podróży mało co się nie podoba.
W połowie drogi do twierdzy jest kościół MB od zdrowia, w którym wszyscy w tym i my powinniśmy modlić się o zdrowie zwłaszcza psychiczne bo upał upałem ale miejsce święte szanować trzeba a nie robić sobie z niego przystanku na ochłodę i popicie. Na samą górę na szczęście ludzkie mrówki nie docierają w takiej ilości w jakiej startują na dole i dobrze. Przynajmniej można w jako takim spokoju obejrzeć zabudowę twierdzy (zamku) a przede wszystkim nasycić się widokami na Bokę i Kotor.
Po takim spacerku w upale myśleliśmy tylko o jednym – zanurzyć się w morzu i to z daleka od tłumów. Po zerknięciu na mapę wybór padł na drugą stronę półwyspu Lusztica w okolice przylądka Miriszta. Niestety wycofaliśmy się z tego zamiaru po kilkukrotnym trafieniu na po pożarowe zgliszcza a nawet na jeden mały pożar. Naprawdę trudno było oddychać. A że jesteśmy elastyczni zamieniliśmy plażowanie na obiad gdzieś w okolicach gdzie nie docierał dym.
Po obiadku ruszyliśmy w stronę Budwy ale niespodziewanie natrafiliśmy na plażę i w dodatku piaszczystą. Musieliśmy trochę do niej zjechać z góry. Z trudem znaleźliśmy miejsce (niepłatne) na dwa ręczniki i po ochłodzeniu ciał w morzu zalegliśmy na nich i dopiero wtedy zaczęło docierać do nas, że znaleźliśmy się na plaży masochistów. W życiu nie widziałem ich tylu naraz. Nie dość, że leżeli na piasku w tłumie jak sardynki w puszcze to jeszcze katowali się jakimś kwadrofonicznym techno o decybelach przekraczających startujący samolot. W sumie mniej niż pół godziny zajęło nam wszystko i już szybciutko oddalaliśmy się z tego ich raju.
No i nadszedł czas aby zaznaczyć coś o czym pisałem cztery akapity wyżej: plaża Plocze (Ploče) zdecydowanie nie nadaje się do niczego – zwłaszcza do odpoczynku.
Późnym popołudniem dotarliśmy do Budwy. Byłem tu kiedyś za studenckich czasów. Jakże zmieniła się ta spokojna miejscowość przez 29 lat. Wystarczy, że zacząłem wjazd od godzinnego posuwania się w korku. Stare miasto nie tak klimatyczne jak Kotor. I pomyślcie, że kiedyś podróżując z plecakiem spaliśmy tu na plaży. Dziś Budwa zamieniła się w takie ruskie Saint Tropez. Mogę się założyć, że gdybyśmy zostali tam do późnego wieczora spotkalibyśmy tam niejedną panią w futrze. Wot, diengi. Nie to, że jestem jakimś malkontentem ale Budwy nie polecam – zwłaszcza jeśli ktoś ma jeszcze do wyboru Herceg Novi, Kotor lub Ulcinij.
Na nocleg wybraliśmy miejscowość Gluhi Do – tylko i wyłącznie z powodu jej nazwy. Ale rzeczywiście wieś głucha, spokojna i z daleka od wszystkiego. Po drodze oczywiście zatrzymaliśmy się przy panoramie na wyspę świętego Stefana.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (18)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 9 wpisów9 0 komentarzy0 77 zdjęć77 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
14.08.2017 - 22.08.2017