To była najgorsza noc. Bardzo ciepła i duszna. Ledwo można było oddychać śpiąc przy otwartych oknach wydając się na żer komarom. Pomogła puszka off'a. A trzeba było się wyspać bo następnej nocy już nie będzie.
Po śniadanku od razu nad morze. Nie żebym był miłośnikiem plażingu ale trzeba odpocząć przed powrotem. Dotrwaliśmy tak do wczesnego obiadu i pojechaliśmy do centrum Ulcinj na spotkanie. Wcześniej zdążyliśmy jeszcze szybko zwiedzić stare miasto. Może być. I mało ludzi. Tym bardziej może być. Około 14-ej zaczęliśmy powrót do Polski. Żeby znów się nie narażać na dyskusje o posiadaniu czy też nie posiadaniu zielonej karty postanowiłem na teren BiH wjechać przez Neum. Tym razem przez zatokę Kotorską przeprawiliśmy się promem (9 €). Miałem nadzieję, że nie wymyślili granicy poza granicą. I udało się. W Neum skręciłem na Gradac i Stolac i nie niepokojony przez żadne służby wieczorkiem dotarłem do Mostaru. Nie mogłem sobie odmówić postoju przy moście. Jako, że się mi trochę spieszyło nie przebierałem w miejscach postoju i za 2 € zostawiłem auto na parkingu z WC (to mnie skusiło), który nie miał WC. A można by bliżej mostu i to za darmo – tłoku nie było. Most jak kiedyś stoi i dziś (znów). Po wojnie mało śladów, bardziej na budynkach niż w ludziach. I po co komu była ta wojna? Zrobić trzeba by coś z tymi politykami. Może na Marsa bo Madagaskaru to szkoda. Polityków i urzędników.
Kawa przy moście 1,5 €, magnes 1 €. Pojazd wyszedł najdrożej.